Dziwny świat
|
RODZINA ODKRYWCÓW KONTRA NIEODKRYTE
I znów Disney wrócił z nowym filmem. W ostatnich latach różnie to bywało, więc ostrożnie do „Dziwnego świata” podchodziłem. Z niepewnością, z obawami, bo zwiastun też jakoś mnie nie porwał. A tymczasem okazało się, że całkiem przyjemna to produkcja, dość zgrabnie łącząca to, co nowoczesne, z tym oldschoolowym, które bardziej do mnie przemawia. Nie do końca spełniona, czasem wysilona i łopatologicznie moralizatorska, ale mająca momenty, które do mnie trafiły.

Rodzina odkrywców, kontra nieodkryte. Klanowie od pokoleń badają, szukają, zgłębiają… No i teraz wnikają w dziwny świat, świat tajemniczy i pełen niezwykłości i… Właśnie, co pozwoli odkryć im ta podróż?
„Dziwny świat” to taki film, który ogląda się nie dla fabuły, bo ta pretekstowa jest, nie dla dydaktyzmu, który jest tu zbyt łopatologiczny, by trafił do widzów tak, jak trafiał w starych produkcjach, ale dla strony wizualnej. Bywa w filmie uroczo, bywa ciekawie, ale właśnie bywa – a dynamicznie i widowiskowo jest właściwie cały czas. I podoba mi się, że twórcy poszli w taką nieco oldschoolowy fantastykę naukową, bo ja akurat taka estetykę i te klimaty lubię.

Okej, są tu braki fabularne, widać, że od początku twórcom nie zależało ani na oryginalności, ani na treści i to można było poprawić. Bo wątki obyczajowe są przez to dość płaskie, jednowymiarowe, a postacie zamiast być bardziej życiowe, okazują się nieskomplikowanymi archetypami jedynie. I trochę szkoda, bo to kino familijne – dla rodziny i o rodzinie, a ta kinowa rodzina niknie gdzieś w wizualnych popisach i akcji. Acz nie jest też tak, że wątek totalnie przepadał. Po prostu przydałoby się to stonować, spowolnić tu i tam i poszukać w temacie czegoś, poza frazesami rzuconymi tu i tam.
No ale widać, że o akcję chodziło. Więc ta pędzi i nie ogląda się na nic ani nikogo. Pedał gazu dociśnięty jest tu do dechy właściwie, co tych, którzy wolą bardziej emocjonalne historie może znużyć, ale popatrzyć za to mamy na co. Owszem, „Dziwny świat” to typowy Disney, więc cartoonowe postacie, dość obłe kształty tego wszystkiego i dużo zabawy kolorowymi światłami, ale o to chyba chodziło, prawda?
I chociaż brak w tym wdzięczności dawnych filmów, chociaż nie jest to poziom produkcji z kilku pierwszych lat istnienia Pixara, z którym Disney robił sporo świetnego, czy nawet „Pioruna”, obejrzeć można śmiało. Dla akcji, widoków, popisów, nawiązań do epic movies i klasyki Sci-Fi… I tyle właściwie.
Michał Lipka