ZOSTAĆ, RYZYKUJĄC WSZYSTKO, CZY UCIEC WSZYSTKO ZOSTAWIAJĄC
|
It’s a country that’s changin’
Oh, it’s a country that’s changin’
It’s a country that’s changin’ all the people
’Cause the people are leavin’
It’s the world that’s deceivin’
Oh it’s the world that’s deceivin’
It’s the world that’s deceivin’ all the people
’Cause the people believe in
Belfast
Belfast
When the country rings the leaving bell you’re lost
Belfast
Belfast
When the hate you have
For one another’s past
– Boney M.
Kenneth Branagh, choć szufladkowany często jako autor szekspirowskich adaptacji, to w rzeczywistości artysta wszechstronny i z jakże bogatym dorobkiem. Reżyser, aktor, scenarzysta, aktor dubbingowy, producent, kojarzony jest z najróżniejszymi dziełami, od widowisk historycznych i poruszających dramatów, przez „Harry’ego Pottera” i drugą część „Thora”, na najnowszych ekranizacjach prozy Agathy Christie w gwiazdorskiej obsadzie skończywszy. W tak zwanym międzyczasie popełnił też czarnobiałą produkcję o tytule „Belfast”. Film wysmakowany, wystylizowany, ale przede wszystkim wywołujący wiele emocji i wzruszeń.

Lata 60. XX wieku. Mały Buddy wraz z rodzina żyje w szarej, ponurej irlandzkiej rzeczywistości. Rzeczywistości przybierającego na sile religijnego konfliktu, który wywraca wszystko do góry nogami. Wtedy rodzina chłopca staje przed wyborem: zostać, ryzykując wszystko, czy uciec, wszystko zostawiając…
Trudno nie odnieść wrażenia, że „Belfast” to kolejny z długiej tradycji filmów, gdzie dziecięcy bohater, konfrontując się z przerażającą rzeczywistością, dzięki sile wyobraźni i / lub pomocy dorosłych, są w stanie przetrwać wszystko. To przecież już było. „Życie jest piękne”, „Jojo Rabbit”, nawet w pewnym sensie „Chłopiec w pasiastej piżamie”. Takich przykładów można by mnożyć, każdy kinoman doskonale je zna, a „Belfast” to kolejna rzecz, którą poznać powinien. Bo warto.

W tym filmie jest coś kameralnego. W tym filmie jest coś magicznego. I ponadczasowego także. Szaleństwo i brutalność historycznych wydarzeń, miesza się z humorem i wesołością tak, jak biograficzne wątki – bo trudno nie odnaleźć tu związków z życiem scenarzysty i reżysera – mieszają się z niemal bajkową fikcją. Świat bohaterów się wali, ale oni się nie poddają. To, co powinno być niezmienne, ich dom, ich sąsiedztwo, ulega zmianie na gorsze, ale nadzieja wciąż się tli.
Na styku dwóch światów i dwóch estetyk, na skrzyżowaniu tragedii i wesołości, rodzi się opowieść, która wzrusza, a jednocześnie pozostaje ciepła i uroku. Opowieść jakże świetnie zagrana. Tutaj nawet debiutujący Jude Hill wypada znakomicie, chociaż partneruje mu m.in. niezapomniana Judi Dench, a całą naszą uwagę i tak kradnie doskonały w swej roli Ciarán Hinds.

W skrócie, świetny film. Kino z ambicjami, portret świata, którego już nie ma, nostalgiczne, mimo tragedii wspominki i pokrzepiający obraz, wysmakowany wizualnie, choć przecież czarnobiałych, stylizowanych filmów nam nie brak. Warto go poznać.
Michał Lipka